środa, 20 kwietnia 2016

Rozdział 4 Nowe życie


Nie zauważyłam nawet jak zasnęłam. Obudził mnie zgrzyt otwieranych drzwi. Moje instynkty są bardziej wyczulone. Nigdy wcześniej tego nie zauważyłam.

To musiała być mama. Spojrzałam na zegarek. 18.30 ?! Spałam 2 godziny ?! Moment, skoro tak długo już jestem w domu to gdzie była moja mama ? Przecież zakupów nie robi się tak długo.
Nie mogłam dłużej czekać za odpowiedzią na moje pytania. Zbiegłam po schodach najszybciej jak to tylko było możliwe i wpadłam do kuchni jak jakiś huragan.

Jocelyn stała za blatem, wypakowując produkty z siatek. Wyraz jej twarzy był nieodgadniony.
Czyli jednak była na zakupach. Tylko co jej tak długo zajęło ?
Cały dzień zadaję sobie pytania, na które odpowiedzi nie zbyt mnie satysfakcjonują. Znaczy... które nie przynoszą dobrych wieści.

- Mamo ?

Musiała nie zauważyć jak weszłam, bo mój widok ją zaskoczył. Próbowała się uśmiechnąć, ale od razu było widać, że coś ją martwiło.

- Gdzie tak długo byłaś ? - musiałam zapytać.

- Na zakupach, nie widać ? - wskazała ręka na jeszcze nie rozpakowane torby.

- Odkąd wyszłam na zajęcia minęły 4 godziny. Nikt nie robi zakupów tak długo !

- Hmmm... masz rację, - przyznała mi rację, muszę to zapisać w kalendarzu - po zakupy weszłam przy okazji. Głównym celem mojego wyjścia było załatwienie formalności związanych z twoja nauką.

Nauka ? Chodzę do publicznego liceum. Nikt nie załatwia 'formalności' w połowie roku szkolnego.

- Formalności ?

- Tak. Dziś rano, zanim wybiegłaś, chciałam ci coś powiedzieć. Nie dałaś mi dojść do słowa, więc powiem to teraz.

Nie powiem, zaciekawiła mnie. Odsunęłam sobie krzesło i usiadłam tak, że mama stała teraz naprzeciwko mnie.

- Dziś rano miałam oznajmić tobie, że zaczynasz naukę dla Nocnego Łowcy w tutejszym instytucie, prowadzonym przez moją dawna znajomą Maryse Lightwood. - nie wiem co to instytut, pewnie jakaś szkoła.

Byłam pozytywnie zaskoczona. Przygotowałam się na jakieś złe wiadomości, ale dowiedzenie się czegoś więcej o sobie i swoich możliwościach wydawało się czymś... wspaniałym.
Uśmiech od razu pojawił się na mojej twarzy, co było zaskoczeniem dla Jocelyn. Myślała, że będę się smucić ? Może nie dałam jej do rozumienia jak bardzo mnie to fascynuje, ale nie pokazałam też, że mnie to smuci, przeraża czy po prostu nie podoba... znaczy chyba.

- Cieszy cię to ? - wiedziałam, że padnie takie pytanie. Kurde, dobra jestem, mogłabym zostać wyrocznią, o ile takowe istnieją.

- Pytanie ! Oczywiście, że tak. Będę jak ten super bohater. W dzień uczę się PILNIE (musiałam dać jej do zrozumienia, że jestem w miarę dobrą uczennicą), a wieczorem mam lekcje jak zabija się demony. Nieźle. Choć wciąż nie wiem jak wyglądają i czym dokładnie są.

Czekaj... ja tu się cieszę, a moja mama wygląda jakby ją koń kopnął. Co tym razem źle zrozumiałam? Albo mama zacznie się konkretniej wysławiać, albo zawsze będzie dochodzić do takich dziwnych sytuacji.

- Hah... co? Co jest nie tak tym razem ?!

- Trochę źle zrozumiałaś, bo...

- Poczekaj... zanim zaczniesz wyjaśniać... - wstałam i podeszłam do lodówki, wzięłam sobie kanapkę, która zrobiłam rano, ale nie zdążyłam zjeść. Wróciłam na miejsce i zaczęłam ja konsumować - ...już możesz. - powiedziałam z pełną buzią.


Jocelyn tylko pokręciła głową i usiadła koło mnie.

- Czy ty musisz zawsze jeść ? To jest nie zdrowe kochanie.

- Jedzenie jest odstresowujące. Przygotowuje się w ten sposób na to co chcesz mi powiedzieć. - nic nie odpowiedziała, tylko westchnęła.

- Musisz wiedzieć, że będziesz się uczyć, ale nie tak jak w normalnej szkole. Będziesz miała codzienne treningi, lekcje historii i geografii i zajęcia o runach.

- Jak ja znajdę na to wszystko czas. Ze szkoły wracam tak jakoś o 16 i ledwo zdążam lekcje zrobić.

- Z tymi lekcjami to bym się tak nie śpieszyła... raczej ledwo zdążam ich nie zrobić.

- Och... nie osądzaj mnie ! - zrobiłam urażoną minę.

- No już dobrze. Będziesz miała na wszystko czas, bo przeprowadzasz się do instytutu.



- Co ? Ja ? Kiedy ? A co z moim liceum i dlaczego powiedziałaś "przeprowadzasz" a nie "przeprowadzamy" ? Mam jechać sama gdzieś do obcych ludzi ?
Zdajesz sobie sprawę, że po tygodniu przyślą ci list  prośbą, abyś mnie zabrała ?


- Już nie dramatyzuj. Do starego liceum nie będziesz chodziła, a tam nauczysz się wszystkiego co będzie ci potrzebne do stania się oficjalnie Nocną Łowczynią. Będziesz miała dodatkowe, prywatne lekcje z trenerem, ponieważ większość Nefilim zaczyna swoje szkolenie w wieku 12 lat.

- 12 lat, a ty mówisz mi dopiero teraz? Dzięki, przez ciebie jestem opóźniona w rozwoju.

- Nieprawda. Po prostu jeszcze nie umiesz walczyć, ale wszystkie inne instynkty są prawidłowe, jak na Nefilim przystało.

-  Mam pytanie. Czemu dopiero teraz obudziły się we mnie instynkty wojowniczki?

- Dlatego, że poznałaś prawdę, a zaklęcie, które założył na ciebie czarownik, gdy byłaś mała, automatycznie zniknęło. Blokowało ono twoje zdolności i Wzrok.

- Przecież wzrok mam dobry. Jeżeli dobrze rozumiem, to gdybyś powiedziała mi wcześniej miałabym lepsza ocenę z wf-u?

- Teoretycznie, pewnie tak i źle definiujesz słowo "Wzrok". Chodzi tu bardziej o możliwość widzenia Świata Cieni i wszystkich istot z nim związanych.

- Super. To kiedy mam wyjechać ?

- Od jutra zaczynasz nowa naukę.

- Już od poniedziałku ?! Mam tylko jeden dzień żeby się spakować ?? Wiesz, że to nie możliwe.

- Twoje rzeczy zostaną przeniesione za pomocą zaklęcia. Przewidziałam, że spakowanie zajęło by ci przynajmniej tydzień i poprosiłam Magnusa o pomoc.

- Kim jest Magnus ?

- Magnus Bane to Wielki Czarownik Brooklynu.

- Założę się, że to on rzucił na mnie zaklęcie sprawiające, że ruszałam się jak kaczka.

- Tego akurat zaklęcie nie powodowało. - moja mama mi się odgryzła, co się z nią dzieje. Stworzyłam potwora!

- Mamo! - krzyknęłam urażona.

- Żartuję. Masz rację. Grację Nocni Łowcy mają w naturze, a twoja mogła zostać nieco... zachwiana przez czar.

- No ja myślę, zobaczysz jeszcze będę się ruszała jak.... jak.... jak coś co się rusza z gracją. Wiesz o co chodzi. Tylko jak ja tam jadę, to znaczy, że nie będziemy mogły się widywać ? Wcale ?

Jocelyn pochmurniała. Jeżeli nie będziemy mogły się widywać to będę uciekać, nawet jakbym musiała z okien skakać. Nie jestem wstydliwa czy coś, ale nie wiem czy będę potrafiła odnaleźć się w tym towarzystwie.

- Kochanie przykro mi, ale w tygodniu będzie to nie możliwe. Będziesz miała dużo na głowie. Jakoś zorganizujemy spotkania w weekendy. Damy radę...ty dasz radę.

Nie powiem, że nie było mi smutno. Liczyłam na coś więcej. Jeśli mama we mnie wierzy to muszę dać radę. Nie zawiodę jej. Zeskoczyłam, z krzesła i podeszłam do niej. Spojrzałam jej w oczy i przytuliłam, przelewając na nią wszystkie moje emocje. Objęła mnie mocniej, a ja chciałam zostać przy niej. Nie była tylko moja mamą , ale również wspaniałą przyjaciółką. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, kiedy dla otuchy pogłaskała mnie po plecach.

Cieszę się, że mam taka mamę. Wiele moich koleżanek mi jej zazdrości, same nie mając dobrego kontaktu z rodzicami. Nie wiem co bym bez niej zrobiła.

Odsunęłyśmy się niechętnie od siebie. Teraz będzie dość trudny czas dla nas obu. Musimy się wspierać, tak jak jeszcze nigdy. Nie musiałam tego mówić, bo ona jakby zrozumiała mnie bez sów. Chwyciła moje dłonie.

- Leć do pokoju. Rano musisz być gotowa. - Już je puszczała, a ja chciałam odchodzić, kiedy przyciągnęła mnie jeszcze do siebie - Pamiętaj jestem z tobą, nawet kiedy mnie przy tobie nie ma.

Nie chciałam by znowu widziała,ze płaczę. Od dziś jestem silna. Nie będę się rozklejać zawsze gdy mi smutno. Więc tylko się uśmiechałam i pobiegłam do pokoju.

Jutro zaczynam moje nowe życie. Wszystko się zmieni. Nie poddam się. Wejdę do tego instytuty z podniesiona głową. Pokażę wszystkim, że jestem silna i warta czegoś więcej.


niedziela, 17 kwietnia 2016

Rozdział 3 Cień

* 2 godziny później *

Zajęcia artystyczne z Panną Tish niedawno dobiegły końca. Nie było, aż tak strasznie, gdyż weszłam po cichu tak by mnie zauważyła. Gdy już to zrobiła raczej nie chciała przerywać zajęć na wygadywanie mi mojego "małego" spóźnienia.

Teraz szłam ścieżką przez Central Park. Lubiłam tu przychodzić. Zapominałam o wszystkich problemach i po prostu cieszyłam się dniem...

Delikatnie wiało, choć już mi to nie przeszkadzało. Obserwowałam mijających mnie ludzi. Jedni szli szybkim krokiem, zapewne się gdzieś spiesząc, a inni razem ze swoją połówką śmiali się cicho do siebie szepcząc.

Przez głowę przenikało mi tysiące myśli. Twarz mojej mamy, kiedy starała się mi wytłumaczyć jak wygląda moje prawdziwe życie. Nie jest ono takie normalne i monotonne jak mi się wydawało.

Idąc przez park nie mogłam pozbyć się myśli, że wokół mnie mogą być demony. Skoro istnieją, a nikt tego nie zauważ, to muszą się jakoś kamuflować. Może przyjmują ludzkie postaci, a my nie widzimy różnicy. Co jeśli ktoś z naszych bliskich nie jest tym za kogo go mamy. Świat nie jest taki jakim go widzimy. Skrywa jeszcze wiele sekretów.

Z moich rozmyśleń wyrwał mnie ból głowy. Nawet nie zauważyłam że w kogoś uderzyłam. Trochę speszona, nie patrząc na obiekt mojego zderzenia, burknęłam ciche "przepraszam". Gdy nie otrzymałam żadnej odpowiedzi ośmieliłam się podnieść wzrok. Okazało się, że stoję przed uliczną latarnią jakich jest tu wiele. Oblana rumieńcem przyśpieszyłam kroku, mając nadzieje, że nikt tego nie zauważył. Moja głowa wciąż pulsowała od zderzenia, a w duszy modliłam się o to aby nie został po tym ślad w postaci guza czy siniaka.

Wiatr wiał jeszcze mocniej, czego nie dało się zlekceważyć, gdyż liście zaczęły wirować w powietrzu, utrudniając możliwość widzenia. Była późna jesień, więc przed oczami majaczały wszystkie odcienie brązu, pomarańczy i złota.

Chodnik był teraz opustoszały, a ja miałam wrażenie, że coś za mną jest. Jest również taka opcja, że popadam w paranoję. Powoli się odwróciłam, będąc przygotowana na to, że kogoś zobaczę. Nie było nikogo, był tyko cień. Nie potrafiłam powiedzieć czy był to człowiek czy coś innego. Poczułam się jak w horrorze, kiedy dziewczyna ogląda się za siebie i widzi tylko cień. Próbuje uciec, ale on jej nie goni. Pojawia się znikąd przed nią.

Problemem było to, że nie mogłam się ruszyć. Będę musiała nad tym popracować. Nie można w każdej stresującej sytuacji tracić kontroli nad ciałem.

To coś z kształtu przypominało dziewczynkę. Nie miałam pewności czy patrzy się na mnie, ale wydawało mi się, że się poruszyło. W jednej chwili zdałam sobie sprawę, że biegnę. Nie wiem kiedy odzyskałam kontrolę nad sobą, ale jakoś w tamtej chwili mi to nie przeszkadzało.

Biegłam przed siebie, opierając się pokusie odwrócenia się i spojrzenia za siebie. Do mojego domu nie zostało dużo drogi. Zwolniłam bo byłam już strasznie zdyszana. Kolejna rzecz, nad która puszę popracować: kondycja. Teraz już tylko szłam, rozglądając się na boki. To coś zniknęło. Ładne jesienne niebo zostało zastąpione przez szarą i przerażającą ''zasłonę". Z oddali było widać furtkę od mojego podwórka. na ostatkach siły przy truchtałam do niej. Już miałam ją otwierać, gdy coś przede mną zamajaczyło.


Tym razem był to mężczyzna. Chyba ?! Wysoki, szczupły i bardziej przerażający. Obraz rozmywał mi się jakbym patrzyła w stary telewizor. Wyglądał jak duch, bo jak inaczej można to nazwać. A może był to demon ?!
O dziwo trudni było mi oderwać od niego wzrok. Wiedziałam, że może być niebezpieczny, ale intrygował mnie. Wszystko z tego nowego świata wydawało się teraz ciekawsze. Nie byłam, aż tak głupia aby zostać z nim i przekonać się do czego jest zdolny.

Kiedy tylko oderwałam od niego wzrok, szybkim ruchem otworzyła bramkę, zamknęłam za sobą i ruszyła w stronę drzwi. Nacisnęłam klamkę i okazało si, że są zamknięte. Mama musiała wyjść na zakupy.

Zaczęłam grzebać w plecaku, szukając kluczy. Zdałam sobie sprawę, że on wciąż tam stoi. Najbardziej zaniepokoiło mnie to, że zaczął przemieszczać się w moją stronę. Nerwowymi ruchami przerzuciłam cały plecak i nic nie znalazłam. Dałabym sobie rękę uciąć, że miałam je przy sobie jak wychodziłam. Poklepałam się po kieszeniach w spodniach, aby wyczuć czy nic w nich nie ma. Nie było, zatem musiały być w kurtce. Znalazłam. Nie odwracając się, ze zgrzytem otworzyłam drzwi. Jak szybko otworzyłam, tak szybko zamknęłam.

Było to dziwne przeżycie. Najdziwniejsze było to jak mnie ciągnęło do tej zjawy. Miałam nieodparta chęć podejścia do tego czegoś. Instynkt mówił mi, że nie mam się czego bać, że to ja jestem Nocną Łowczynią i to on powinien bać się mnie. Jeżeli tak jest naprawdę, chcę dowiedzieć się czegoś więcej o Nefilim.

Rozebrałam się i pobiegłam po schodach do pokoju na górze. Do mojego azylu. Muszę poczekać na mamę i jej o wszystkim opowiedzieć.






Przepraszam, że taki krótki i nudnawy. Następny rozdział powinien pojawić się we wtorek. Może uda mi się wyrobić i dodam go szybciej, ale wątpię. Dziękuję, że komentujecie.
Każdy komentarz = więcej motywacji do pisania.





środa, 13 kwietnia 2016

Rozdział 2 Tajemnica


- Słońce... jesteś Nocną Łowczynią.

Powiedziała to w taki sposób jakby te słowa przynosiły jej ulgę. 
O czym ona mówi ?? Zwariowała ?! 


- Nie rozumiem. Łowcą ? Takim co poluje na zwierzęta ? To są myśliwi mamo. Nikt nie mówi łowcy.

Próbowałam się uśmiechnąć. Przecież to było śmieszne, tak ? Łowcy. Pfff. Ona żartuje. A jeżeli nie ?! A jeśli ona mówi serio ?! Spojrzałam na nią. Jej mina na nic nie wskazywała. Czy to się dzieje naprawdę? Mój uśmiech jak szybko się pojawił tak szybko zniknął, zastąpiony przez zakłopotanie i w małej mierze strach. 
Liczyłam, że ona coś powie ale nie zapowiadało się na to. Moje uczucia powoli przekształcały się w panikę.

- Mamo ! Powiedz coś ! Cokolwiek !

Serce zaczęło szybciej pracować i czułam się jakbym przebiegła maraton. Głos mi drżał. Z każdym słowem jego intonacja się zwiększała. Mama patrzyła na mnie ze współczuciem. Dlaczego ? Czego ona mi nie mów ?!

- Clary, uspokój się,- odezwała się, jakiś postęp - zaczynasz skrzeczeć jak delfin.

Ona chciała mnie tym uspokoić. Czy mówiąc "uspokój się" można jeszcze bardziej zdenerwować człowieka? Jeżeli nie, to ona potrafi nawet to.

- Jak mam się uspokoić? - szczere to nie chciałam tego tak powiedzieć, prawie wykrzyczałam to w jej oczy - Mówisz mi, że jestem jakimś łowcą, a ja mam być spokojna?  

Zapamiętać na przyszłość: takie powtarzanie sobie w głowie żeby się uspokoić, wbrew pozorom nic nie daje. 

- Łowiectwo to przecież zawód, tak ? I to nie dla kobiet. Znaczy tak mi  się wydaje.

Nie rozumiała o czym mówię. Tak naprawdę to ja też już siebie nie rozumiałam. Plotłam od rzeczy. No ale co robi w takim momencie zdenerwowany człowiek. Nie wyróżniam się za bardzo w tej kwestii. No może odrobinę. Miałam zachować stoicki spokój i przyglądać się niej tak jak ona to właśnie robi ?! Postanowiłam kontynuować moją dziwną wypowiedź.

- Zawód, rozumiesz? Go się wybiera. Nawet jeśli jest rodzinny, a ja jakoś nie zauważyłam aby ktokolwiek z naszej rodziny był myśliwym! Powinnam podjąć własną decyzję. Przecież wiesz jak bardzo kocham malować, a mimo to chcesz aby była jakimś łowcą ?! 

Chyba postanowiła się nade mną zlitować i przerwać to moje niewydarzone kazanie.

- Nie myśliwym córeczko, tylko Nocnym Łowcą. Nefilim.

O Mój Boże ! Ugh, ta rozmowa wkracza na jakieś nieznane tory. Czy to oby na pewno nie jest sen?


- Ne... co? Czyli ci ludzie nie są myśliwymi ?! 

Oooo uśmiecha się. Coś jest nie tak. Czemu ona się uśmiecha ??

- Hmm.. Nie "ci  ludzie", bo ty jesteś jedną z nich. I nie do końca. W pewnym sensie są myśliwymi, ale specjalizują się w zabijaniu demonów. 


- Demonów ???!! Dobra robi się coraz dziwniej.
Możesz mi powiedzieć czemu ty mówisz to tak jakby to było najbardziej oczywistą rzeczą na świecie ?!!

Nie mogłam wytrzymać. Ona mówi do mnie jakby była jakaś głupia. Przecież każdy na świecie wie, że żyją sobie ludzie, którzy chodzą i zabijają sobie demony !! 

- Usiądźmy a wszytko ci wytłumaczę. 

Jocelyn ruszyła przodem, zajmując miejsce na kanapie w salonie. Podniosła swój wyczekujący wzrok na mnie. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że stoję jak wryta w podłogę i nie mogę się ruszyć.

Kiedy odzyskałam władzę nad swoim ciałem ruszyłam ku niej. Usiadłam z boku i zauważyłam jak bardzo spocone mam ręce. Wytarłam je szybki ruchem o uda i schowałam za siebie, aby nie zauważyła jak się trzęsą.

- Może zacznę od początku.

- No tak by było najlepiej. - już po tym jak to wypowiedziałam zrozumiałam jak pretensjonalnie to zabrzmiało i spuściłam wzrok.

- Dobrze.- zaczęła - Dawno temu, anioł Razjel dzięki swojej krwi stworzył rasę pół-ludzi, pół- aniołów, mających strzec ten świat przed demonami. Używają do tego specjalnej broni i run, które wypalają sobie na ciele. Runy mają wiele zastosowań... a właśnie, bym zapomniała.  

Wstała i podeszła do komody na korytarzu. Wyciągnęła z niej jakieś podłużne pudełko, Nie powiem, całkiem ładne. Podeszła z nim do mnie i mi je podała. Delikatnie rozwiązując wstążkę, trzęsącą się dłonią otworzyłam pudełko. W środku znajdował się przedmiot przypominający jakąś magiczną różdżkę, co akurat teraz mnie już nie dziwiło. Zdarzyć mogło się wszystko.

- Wow, mamo dałaś mi różdżkę. To w końcu jestem łowcą czy wróżką ?

Żeby trochę rozluźnić atmosferę, miałam zamiar poudawać wróżkę (czy coś). Zaczęłam machać ręką udając, że czaruję i wypowiadając słowa "abrakadabra". Udało mi się, gdyż moja mama zaczęła się śmiać, a ja do niej dołączyłam. Chyba jeszcze szczerze wierzyłam, że to jest tylko sen. Gdy tak nią machałam, wyleciała mi z rąk i upadła na podłogę. Wspominałam, że jestem straszną niezdarą ? Nie? Szkoda, potykam się o własne nogi. Chciałam się po nią schylić gdy moja mama mnie uprzedziła i mi ją podała.

- Uważaj! To nie jest różdżka tylko stela. Wspominałam ci już o runach. Ten przedmiot jest wykorzystywany do ich tworzenia. Wypala się nim je na skórze. Z początku boli i piecze, ale z czasem idzie się przyzwyczaić.

Ciekawe skąd ona tyle o tym wszystkim wie ? Dziwne, ale zaczyna mnie to intrygować. Spojrzałam na stele, którą trzymałam w ręce. Był to piękny przedmiot. Misternie wykonany z materiału przypominającego szkło. Wzory z metalu oplatające całą rączkę aż po czubek. Musiała zauważyć zachwyt w moich oczach. Chwyciła moje dłonie tym samym zmuszając mnie abym na nią spojrzała.

- Należała ona kiedyś do mnie. Może jest już trochę stara, ale na początek wystarczy- tym mnie zaskoczyła, choć już teraz będzie to trudne. Wszystkiego mogę się spodziewać.

- Jak to należała ? - to słowo dźwięczało w mojej głowie "należała".

To pytanie nie było dla niej zaskoczeniem. Musiała się go spodziewać.

- Po prostu. Już nie jestem Nocną Łowczynią... może inaczej, nią będę zawsze, lecz odeszłam od   Clave.

 - Kim jest Clave ?

Pytanie musiało być nie na miejscu lub po prostu nie trafione, bo jej reakcja była dziwna. Taki jakby śmiech połączony z krztuszeniem się.  

- Clave to nie osoba tylko organizacja. Coś jak rząd panujący nad Nocnymi Łowcami. Jego głową jest Konsul.

- Czyli to taka władza w "tym" świecie?

- "Ten" świat to świat cieni i tak to jest nasza władza.

- No nieźle, to on ma nawet swoją nazwę. A tak z innej beczki, czemu odeszłaś z Clave?

- Nie chciałam tego życia dla ciebie. Jest ono pełne krwi i zabijania. Lecz według prawa ty i tak należysz do Clave. "Sed lex dura lex".

- To z łacińskiego prawda? Co oznacza?

- "Twarde prawo ale prawo". Clary jest jeszcze coś co musisz wiedzieć...

Przerwała, bo właśnie zadzwonił mój telefon. Dzwoniła moja koleżanka z zajęć artystycznych, na które uczęszczałam w każdą środę. Niegrzecznie było przerywać mamie, ale musiałam wiedzieć o co chodzi, zwłaszcza że nie była to moja jakaś najlepsza przyjaciółeczka z którą gadałyśmy godzinami...
Posłałam mamie przepraszające spojrzenie i odebrałam.

- Halo? Caitlyn?... aha... o cholera, zapomniałam... no dzięki... zaraz będę...pa.

Mama posłała mi niepokojące spojrzenie.

- Caitlyn dzwoniła i mówi, że Panna Tish jest na mnie wściekła. Przez tą naszą rozmowę straciłam rachubę czasu. Zajęcia zaczęły się już pół godziny temu. Będę musiała lecieć.

Podbiegłam do kuchni. Szybkim ruchem zgarnęłam plecak i ruszyłam do wyjścia. Przed drzwiami zaczęłam ubierać kurtkę.

- Clary, ale muszę ci coś powiedzieć..

- Dobrze mamo, ale spieszę się. Wiesz jaka jest Panna Tish gdy jest wściekła.

Ubrałam kurtkę i kończyłam wiązać trampki.

- Dzisiaj i tak już dużo się dowiedziałam. Co za różnica czy powiesz mi to teraz czy za 2 godziny. Zwłaszcza, że nic mnie już tak nie zszokuje jak to co już zdążyłaś mi powiedzieć.

- Ale to ważne...

Już wychodziłam. Rzuciłam tylko małe "pa mamo" na pożegnanie i zniknęłam za drzwiami. Wiatr wiał z coraz to większą siła, więc bardziej owinęłam się szalem, który jeszcze zdążyłam założyć przed wyjściem i ruszyłam na zajęcia.







  

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Rozdział 1 Urodziny


- Boni! ... Bonifacy gdzie jesteś ?!

Ten durny kot znowu gdzieś się schował, jak tylko odkurzacz usłyszał. Dobra. Mam dość, przeszukałam cały dom. Jak zgłodnieje to się pokaże.
Własnie miałam wychodzić z pod łóżka gdy nagle...

- Clary !

Głos mojej mamy sprawił, że zapomniałam w jakim miejscu się znajdowałam i gwałtownie się podniosłam, uderzając tym samym głową o brzeg łóżka.

- Ałłł !!- syknęłam, opadając na podłogę.

Zabrałam włosy z oczu i wyszłam z pod łóżka, kończąc moje "fascynujące" poszukiwania.
Znowu usłyszałam głos mojej mamy dochodzący z kuchni, znajdującej się na pierwszym piętrze mieszkania.

- Kochanie zejdź na śniadanie !

- Już idę mamo !

Dziś są moje 16 urodziny! Tak, 16! Nareszcie będę postrzegana jako "duża dziewczynka". Tak w przenośni, bo za wysoka to ja raczej nie jestem. Uszczuplając, to ani trochę nie wyglądam na swój wiek. Bycie niską, bardzo niską, utrudnia życie.

Ostatni raz spojrzałam w lustro, poprawiłam włosy, które i tak uciekały z niedbale zrobionego koka i zbiegłam po schodach.

Mama krzątała się po kuchnia szykując mi śniadanie (jak przypuszczam).

Mimo, że jesteśmy same, nie odczuwam braku ojca tylko dzięki niej. Stara się jak może, by mi go zastąpić. Nauczyłam się o niego nie pytać, bo za każdym razem kiedy tylko o nim wspomniałam, zaczynała się jakoś dziwnie zachowywać, więc przestałam.

Gdy tylko usłyszała, że weszłam, odwróciła się jak zwykle uśmiechnięta. Chciałabym mieć tak pozytywne nastawienie do życia. Uśmiech z jej twarzy nigdy nie znikał.

- Smażę naleśniki.

Powiedziała po czym wróciła  z powrotem do smażenia.

- Pycha ! - mruknęłam.

Gdy tylko to usłyszała odwróciła się znów w moją stronę. Wykorzystując to, że zwróciła na mnie uwagę teatralnie oblizałam usta. Uśmiechnęła się i wróciła do patelni.

Podeszłam do szafki, wyciągnęłam butelkę z sokiem pomarańczowym i nalałam sobie do szklanki. Gdy przyłożyłam szklankę do ust z zamiarem napicia się, zobaczyłam moją mamę odwracającą się z wielkim talerzem cieplutkich naleśników polanych syropem klonowym. Moja mina musiała być bezcenna a tym momencie, bo Jocelyn wybuchła śmiechem.

- Sugerujesz, że jestem zbyt chuda, a twoją misją superbohatera jest mnie utuczyć ?

Nie wiem czy to było aż takie śmieszne, ale zaczęła się jeszcze głośniej śmiać i postawiła talerz na stole.

- Dzisiaj są twoje urodziny, a to jest twoje urodzinowe śniadanie.

Wypowiedziawszy to podeszła do mnie i mnie przytuliła. Wbrew pozorom bardzo to lubiłam, to takie chwile kiedy znów mogłam stać się małą i beztroską dziewczynką.

- Wszystkiego najlepszego córeczko!

Na chwile oderwała się ode mnie, to wystarczyło bym mogła zauważyć łzę spływająca po jej policzku. Otarłam ją kciukiem mojej ręki i tym samym wywołałam u niej uśmiech. Po chwili to ja do niej przyległam i powiedziałam ciche "dziękuję". poprzez chwilę patrzyłyśmy sobie w oczy, po czym ona przerwała ciszę. Odgarniając mi zagubionego loka za ucho rzekła...

- Moja mała córeczka dorasta.

Nie mogłam się nie uśmiechnąć. Wszystko byłoby wspaniale gdyby nie mina mojej mamy. Pierwszy raz od wielu dni zdawała się być zdenerwowana. Najgorsze jest to, że nie miałam pojęcia dlaczego. Przed chwilą było cudownie a teraz..
Widząc zaniepokojenie w moich oczach odsunęła się ode mnie i nabrała powietrza, jakby zaraz miało się coś stać.

- Kochanie muszę ci coś powiedzieć.

W tym momencie spojrzała na stos stygnących naleśników i dodała.

- No to może za chwilę, najpierw zjedz bo ci naleśniki wystygną.

Próbowała się uśmiechnąć, aby mnie nie zniechęcić. Na pierwszy rzut oka było widać, że uśmiech jest sztuczny i wymuszony. już chciała iść w stronę stołu, gdy chwyciłam ja za ramię tak, że znów patrzyła mi prosto w oczy.

- Proszę powiedz teraz. Śniadanie może zaczekać, a ty wyglądasz na zestresowaną.

- Dobrze.

Uspokoiło mnie to, że się zgodziła ale tylko w małym stopniu.

- To bardzo ważne, choć nie wiem jak zacząć.

Nieskutecznie próbowała unikać mojego wzroku. Zaczęła bawić się palcami co było dziwnym widokiem. Nigdy nie widziałam jej tak spanikowanej. Moje zaniepokojenie sięgało zenitu.

- Mamo o co chodzi ?

Milczała. Jej mina sprawiał, że jeszcze bardziej zaczęłam się martwić.

- Mamo, proszę powiedz o co chodzi !!

Zrozumiała chyba, że już przed tym nie ucieknie.

- Jest coś o czym musisz wiedzieć. nadszedł czas abyś poznała prawdę.

Jaką prawdę ?! O czym ona mówi. Chciałam na nią nakrzyczeć, żeby przestała  przeciągać, ale się powstrzymałam, nie chcąc jej przerywać.

- Słońce...- zaczęła najdelikatniej jak tylko potrafiła- ... jesteś Nocną Łowczynią.



sobota, 9 kwietnia 2016

Prolog






 Do niedawna byłam zwykłą  nastolatką... 
 Zwykłą na swój sposób.
 Odkryta tajemnica zmienia wszystko...
 Nowy świat, nowi ludzie...
 Czy dam radę ?
 Czy zdołam odnaleźć się w  tym, kim naprawdę jestem ?
 Co z miłością i przyjaźnią ?
 Czy jestem gotowa porzucić stare życie  i zacząć nowy rozdział ?
 Nazywam się Clary Fray i jestem...  
 Nocną Łowczynią.