czwartek, 2 czerwca 2016

Rozdział 8 "Igrająca z ogniem"



Obudziłam się na podłodze biblioteki. Przeciągnęłam się i podniosłam do pozycji siedzącej. Z moich ramion opadł koc. Nie pamiętam żebym była nim przykryta, przed zaśnięciem. Ktoś musiał to zrobić za mnie. Jak miło z jego strony.

Książka, którą czytałam leżała tuż obok. Zamknięta z zaznaczona stroną, na której skończyłam.
Po co ktoś zadawał sobie tyle trudu?

Wstałam i odłożyłam książkę na regał, z którego ją zabrałam. W ostatnim momencie wyleciała z niej karteczka, którą zaznaczona była strona.

Gdy ją podniosłam okazało się, że to był mój rozkład zajęć, który podrzucił mi Jace. Czyżby to on stał za tą cała szopką z kocem? W co on pogrywa?

Dobra, koniec rozmyślań o blondynie. Przejrzałam rozkład i skupiłam się na dzisiejszym dniu.

Sprawdziłam godzinę na telefonie. Była 15:10. Zerknęłam na kartkę. O 15:00 Jest obiad. Jestem spóźniona i to już pierwszego dnia. Niesamowicie.
Dochodzi do tego jeszcze jeden, malutki problem. Nie mam pojęcia gdzie jest jadalnia, czy też kuchnia.

Wyszłam z biblioteki z stanęłam na korytarzu. Zaczęłam rozglądać się na obie strony. Nic, kompletnie. Żadnej żywej duszy. Cenią tu sobie punktualność.

Na oślep wybrałam jedna stronę i ruszyłam na przód. Nie mam pewności, czy poszłam na lewo, czy na prawo. Idąc przyglądałam się wszystkiemu co mijałam.
Rejestrowałam wzrokiem każdy szczegół, aby pamiętać jak wrócić do biblioteki. Zaciekawiły mnie obrazy wiszące co kilka kroków na ścianach.
Wszystkie przedstawiały sceny, na których był anioł. Na jednym wynurzał się z wody, na innym zstępował z niebios.

Szłam nie patrząc przed siebie tylko na boki, więc dlatego wpadłam na kogoś. Poleciałabym do przodu, gdyby nie ten ktoś. Złapał mnie i podtrzymał abym zyskała równowagę.

Spojrzałam w górę na tego "ktosia". Okazał się być wysokim, postawnym brunetem o zniewalającym uśmiechu. Czy w tym Instytucie muszą być sami przystojniacy?!

Cały czasz trzymał moje ręce, gdy to zauważyłam wyrwałam mu je natychmiastowo, na co wydał się zakłopotany. Miał przyśpieszony oddech, z czego mogłam wywnioskować, że biegł.

- Mark Blackthorn  - Wyciągnął do mnie rękę, którą uścisnęłam.

- Clary... znaczy Clarissa Fray. - Uśmiechnęłam się.

- Musisz być tą nową uczennicą,

Jestem aż tak rozpoznawalna? - pomyślałam.

- Tak właśnie, to ja. Gdzie biegniesz?

- Na obiad. - Wskazał zegarek na ręce - Jak zwykle spóźniony.

- To jesteśmy w podobnej sytuacji. Tylko, że je nie wiem gdzie to jest.

- Nikt cię cie oprowadził? - Zdziwił się.

- Tak jakby, zwiedzanie zakończyło się na bibliotece. - Nie musiał znać szczegółów.

- To chodź ze mną. -Ruszył przodem, co chwila spoglądając czy idę za nim.

Weszliśmy do pomieszczenia przez drzwi, bardzo przypominające te od biblioteki, tylko że odrobinę mniejsze. Mark poszedł zająć zapewne swoje miejsce, zostawiając mnie samą.
Przede mną stał długi stół, przy którym siedzieli uczniowie. Nie było ich, aż tak wielu jak się spodziewałam. Na początku stołu byli dorośli, zapewne nauczyciele.

Kiedy mnie zauważyli, gwar ustał, a wszystkie oczy były skierowane w moja stronę. Wyłapałam wzrokiem Jace'a uśmiechającego się do mnie i poklepującego krzesło obok siebie. Nie miałam wyboru, dlatego że reszta była już zajęta.

Zauważyła mnie również Maryse. Wstała aby mnie przedstawić. Objęła mnie ramieniem i oznajmiła wszystkim jak się nazywam.

W tym momencie do kuchni wbiegła jakaś dziewczyna. Wyraźnie zdenerwowana. Była wysoka, szczupła o długich kruczoczarnych włosach. Uderzająco podobna do Maryse. Była tą dziewczyna, która zawsze chciałam być. Pewna siebie, za którą oglądali się wszyscy chłopcy.

Gdy nas zauważyła podeszła do szefowej instytuty.

- Mamo, miałaś przysłać mi kogoś do pomocy w kuchni. - Oparła ręce o biodra i spojrzała się urażonym wzrokiem.

- Kochanie, uspokój się zaraz kogoś ci przyślę.

Spojrzała po sali. Wszyscy jak na komendę zaczęli rozmawiać, udając bardzo zajętych.

- Ja mogę ci pomóc. - Zgłosiłam się na ochotnika.

- Clary, dopiero tu przyjechałaś i... - Nie dokończyła bo jej córka zdążyła jej przerwać.

- Skoro się zgłosiła. - Chwyciła mnie za rękę i zaczęła ciągnąć w stronę kuchni.- Clary, tak? - Spojrzała mi w oczy i uśmiechnęła się - Ja jestem Isabel, ale mów Izzy. Wszyscy mówią.

Znów zaczęła iść w kierunku kuchni, razem ze mną. Odwróciłam się jeszcze do zebranych przy stole. Patrzyli na mnie jakby z politowaniem i współczuciem. Przecież nie idę na wojnę, a oni własnie tak wyglądają. Dziwne.

Zatrzymała się na środku kuchni i puściła mnie. Przyglądała mi się przez chwilę.

- Ładna jesteś, ale ani trochę nie wyglądasz na Nocną Łowczynię. - Urwała po czym dodała. - Nie szkodzi. Chodź pokarzę ci co i jak.

Pokazała mi wieli gar jakiejś mazi. Była zielona i ... ruszała się. Nie byłam pewna co to jest, ale z grzeczności nie zapytałam. Kawałek dalej były tace z mięsem. Wyglądały lepiej niż ta breja.

- To mięso można już zanieść. - Wskazała tace. - Moja mam je robiła. Tam gotuję się zupa. To już moja zasługa. - Powiedziała z wyraźną dumą. - Rzadko pozwalają mi gotować, ale dziś mama nie miał czasu więc ja przejęłam stery.

Kiwnęłam głowa w geście zrozumienia i zabrałam się za roznoszenie tac. Kiedy ponownie weszłam do jadalni nie budziłam już takiego zainteresowania jak wcześniej. Nie przeszkadzałoby mi to gdyby nie Jace. Obserwował każdy mój ruch, cały czasz uśmiechając się pod nosem. Było to krępujące.

Kiedy rozstawiłam wszystko, wróciłam z powrotem do kuchni. W pomieszczeniu nikogo nie było. Izzy musiała gdzieś wybyć. Coś, co miało być zupą zaczęło się gotować.

- Izyy ! Gdzie jesteś ? - Nic, zero reakcji. - Twoja zupa zaraz wygotuje się z rozumu. Chodź no tu!

Wyłączyłam gaz i wyszłam aby ja poszukać. Przeszłam przez jadalnie. Tam jej nie było. Wyszłam sprawdzić na korytarz. Było słychać czyiś głos. Ruszyłam za dźwiękiem. Przy schodach prowadzących na kolejne piętro stała Izzy i rozmawiała przez telefon. Taka z niej kucharka.
Kiedy mnie zauważyła, ściszyła głos i rzuciła krótkie "Muszę kończyć". Rozłączyła się.

- Clary? Co ty tu robisz ? - Na jej policzki wpłynął rumieniec. Chciałam ja uspokoić, ze nic nie usłyszałam, ale kuchnia nas potrzebuje.

- Twoja zupa.

Te dwa słowa wystarczyły żeby wystartowała i pobiegła do kuchni. Ja podążyłam za nią.
Kiedy dotarłyśmy do pomieszczenia w środku unosił się dym. Jak to możliwe, przecież wyłączyłam zupę.

- Dlaczego dymi? Wyłączyłam zupę. - Widząc przestraszona minę Izzy dodałam. - Izzy co się dzieje?

Ona tylko zasłoniła dłonią usta i wykrztusiła jedno słowo "piekarnik". Sparaliżowana Isabel nie miała zamiaru się ruszyć. Wbiegłam w kłębowisko dymu i zlokalizowałam źródło problemu. Wyłączyłam piekarnik i zaczęłam się rozglądać za gaśnicą. Oczy mnie piekły i czułam, że brakuje mi tlenu. Muszą mieć jakaś gaśnicę. Po drugiej stronie kuchni zamigotało mi coś czerwonego. Pobiegłam na oślep.

Na ścianie wisiała gaśnica. Zerwałam ja jednym ruchem i odbezpieczyłam. Skierowałam w stronę piekarnika i uwolniłam pianę. Dym zaczął opadać, a ogień się zmniejszał.

Kiedy już nie było śladu po płomieniach, wyszłam zaczerpnąć powietrza. Izzy jak stała tak stoi.

Dziwiło mnie to, że nikt z jadalni nie zauważył dymu.
Jak na zawołanie z jadalni wybiegło parę osób, w tym Maryse. Na mój widok gwałtownie się zatrzymała.

- Co się stało? - Spojrzała na nieruchomą córkę. - Izzy co zrobiłaś?

Nie było odpowiedzi. Chciałam wytłumaczyć całe zajście, ale zaschło mi w gardle i nie mogłam wykrztusić ani jednego słowa.

- Tak się kończy wpuszczanie Isabel do kuchni. Ile razy ci już to odradzałem Maryse? - Z tłumu wyłonił się Jace.

- O i nasz płomyczek. A może to ty wznieciłaś pożar? Ty i twój ognisty temperament. - Bezczelnie się uśmiechnął.

Nagle poczułam wszystkie oparzenia, których doznałam gasząc pożar. Zaczęły trząść mi się kolana.
Świat zaczął wirować, a oczy same się zamykały.

Wszystko zrobiło się czarne.
Ostatnie co zarejestrowałam, to przerażona i posmutniała mina Jace'a.

***


Straciłam przytomność. Odzyskałam ją, kiedy ktoś brał mnie na ręce i podnosił do góry.
Jak przez mgłę zamigotały mi blond włosy. Jace. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową i starałam się otworzyć oczy. Bez szans. Jakby moje rzęsy ważyły z tonę.
Nic nie widziałam tylko czułam.

Co czułam? Czułam, że kładzie mnie na łóżko i robi to najdelikatniej jak potrafi. Zupełnie jakbym była szklaną figurką, która w każdej chwili może się potłuc.

Łóżko po drugiej stronie ugięło się, więc pewnie usiadł koło mnie. Chciałam go zobaczyć, jego wyraz twarzy. Co czuł musząc nieść mnie tutaj? Zażenowanie, znudzenie, troskę a może po prostu obojętność ?

Nagle zrobił coś czego nigdy bym się nie spodziewała. Nie po nim. Nie po gościu ,który wszedł mi pod prysznic, nic z tego sobie nie robiąc. Nie po gościu, który żartuje i kpi sobie ze mnie, przy każdej nadarzającej się okazji.

Chwycił mnie za rękę. Jakby mu zależało. Śmieszne!

Co jest w tym najgorsze? Podobało mi się to i  nie chciałam aby ją pościł. Jego obecność mnie uspokaja. Dlaczego? To nie może tak wyglądać. Nie chcę by doszło do czegoś więcej. Nie chcę się zakochać. Koniec i kropka. Zero miłości, zero kłopotów - brak złamanego serca.

Mam ochotę wstać i wykrzyczeć mu, żeby dał mi spokój.

Nic z tego. Moje ciało zastygło w bezruchu. Dam sobie czas.


***


Otworzyłam oczy. To był błąd. Światło słoneczne dochodzące z okna drażniło moje spojówki. Zamknęłam je natychmiastowo.

Ten mały ruch wystarczył, aby osoba siedząca w pobliżu podeszła bliżej.

- Clary? - Odezwał się dziewczęcy głos.  

- Izzy? - Podniosłam się i oparłam na łokciach. Isabel sięgnęła po szklankę wody, stojącą na szafce nocnej. Wzięłam ją. Byłam bardzo spragniona.
- Jak długo spałam ?

- Dwa dni. 

- Dwa dni?! - Zapytałam z niedowierzaniem.

Leżałam tu aż dwa dni?! Tu czyli gdzie?
Rozejrzałam się po pokoju. Nie był mój, trudno było powiedzieć, czy do kogokolwiek należał. Nie było tu oznak zamieszkiwania.

Pomieszczenie utrzymanie w nienagannym porządku. Książki równo ułożone, ściany puste. Brak zdjęć czy plakatów. Może jest to jeden z wolnych pokojów. Tylko dlaczego wylądowałam tutaj, a nie u siebie?

- Twój organizm był słaby, musiałaś odpocząć. Był tutaj jakiś Wieli Czarownik. dziwne, bo oni nie zajmują się sprawami Nocnych Łowców.

Od razu pomyślałam o Magnusie. Nie do wiary, ile on dla mnie robi. Z tego co mówi Izzy wynika, że nie jest to szablonowe zachowanie.

Poczułam się głodna. Jak na zawołanie zaburczało mi w brzuchu. Dwa dni bez jedzenie? Ja dwóch godzin nie wytrzymuję!

Słysząc mój brzuch, Isabel postanowiła pójść po coś do kuchni. Nie protestowałam. Kiedy tylko wyszła, spróbowałam się podnieść. Napotkałam się z bólem głowy.

Kiedy jednak mi się to udało, wyprostowałam się na nogach i wstałam.

Na sobie miałam piżamę składającą się z krótkich szortów i luźnego topu. Ktoś musiał mnie przebrać. Mam nadzieję, że zrobiła to Isabel.

Rozległo się pukanie do drzwi. Pewnie Izzy niesie coś dużego i nie da rady otworzyć drzwi. Podeszłam i otworzyłam.

W progu stał Jace. Uśmiechnięty od ucha do ucha.

- Nasza "Igrająca z Ogniem"* już się obudziła ? - Ugh, zabierzcie go!

- Co ty tu robisz?!

- Nie podziękujesz swojemu wybawcy? -  Prześledził leniwym wzrokiem moje ciało. Wyminął mnie i podszedł do szafy. - I tak w ogóle to jesteś w moim pokoju.

- Jak to w twoim? Dlaczego?

- Jak cię niosłem bohaterko, było mi bardziej po drodze.

- Naprawdę?

Odwrócił się i spojrzał na mnie.

- Nie, po prostu chciałem zobaczyć cię w moim łóżku. - Znów zaczął szukać czegoś w szafie.

Poczuła się trochę głupio. W końcu przyniósł mnie. Westchnęłam.

- Przepraszam, że na ciebie naskoczyłam. - Usiadłam na łóżko i spojrzałam na chłopaka.

- Nie szkodzi, warto było. Chociażby dla zobaczenia cię w tej piżamie.

Spojrzałam po sobie i wróciły mi wspomnienia z naszego pierwszego spotkania.

- Nie chcesz się przebrać? Twój pokój jest nie daleko. A dokładnie to naprzeciwko.

- I nie mogłeś mnie wtedy tam zanieść ?!

- Już ci mówiłem. Myślałaś, że żartuje z tym łóżkiem?

Tak, własnie tak myślałam. Chciałam porozmawiać z nim o tym co się wydarzyło od razu po zdarzeniu. Kiedy to niósł mnie i czuwał przy mnie, ale nie chciałam znów usłyszeć jakiegoś dziwnego wytłumaczenia.

Postanowiłam pójść do siebie i się ubrać. Miałam wychodzić, kiedy mnie zatrzymał.

- Nie możesz sama nigdzie wychodzić. - Powiedział to poważnie. Zdziwił mnie.

- Nie jestem dzieckiem. - Spojrzał na mnie z troską.

- Wiem, że nie jesteś, ale za to jesteś słaba. Idę z tobą. - Zobaczył moja wystraszona minę i dodał. - Spokojnie. zamknę oczy.

Uśmiechnął się zadowolony. Mi nie było do śmiechu. Dałam za wygraną i pozwoliłam mu pójść.

- Ale nie obiecuję. - Dodał.


***


Stałam przed szafą i szukałam czegoś do ubrania. Jace leżał wyciągnięty na łóżku i oglądał ksiażki leżące z boku.

- Dasz radę, czy mam ci pomoc? 

Spojrzałam na chłopaka. Nie był już zajęty książkami. Przyglądał się mi i dosłownie rozbierał wzrokiem.
Zignorowałam jego zaczepkę, wzięłam ubrania i poszłam w stronę łazienki.

Chwyciłam za klamkę i cofnęłam się. Przecież tu nie ma zamków. Jak mogłam zapomnieć po tym wszystkim? 

Muszę go stąd wykurzyć, bo inaczej się nie ubiorę. 

- Dobra Jace, możesz już iść. Dam sobie radę.

- Nie śpieszy mi się nigdzie.

- Ale ja chcę się ubrać.

- Idź do łazienki. - Wskazał drzwi.

Spojrzałam na niego jak na idiotę. Zrozumiał aluzję i uśmiechnął się zalotnie.

- Nie będzie mi przeszkadzać jak będziesz się ubierać tutaj. Przede mną.

Podszedł do mnie niebezpiecznie blisko. O nie! Nie ze mną.

- Wyjdziesz stąd. Teraz i nie będziesz czekał! - Szłam do przodu, zmuszając go by cofał się do tyłu.

Wychodził. Tak mi się przynajmniej zdawało. Wróciłam do szafy po buty, kiedy usłyszałam jego anielski irytujący głos.


- A może jednak zostanę?

Stał w drzwiach jakby nigdy nic. 

Miałam ochotę go zadźgać.
Pod ręką nie miałam żadnego noża czy czegoś bym mogła go rzucić.
W pobliży stały szpilki.

Nadawały się wręcz idealnie.

Chwyciłam jedna i wymierzyłam w niego. Rzuciłam, ale był szybszy i zdążył zrobić unik.

- Nie to nie! - Usłyszałam już zza drzwi.

Zamknęłam je i wróciłam do wcześniejszego zajęcia.                                                                              
Postanowiłam, że nie będę się stroić. Wybrałam czarne spodenki i szary wełniany sweter. Zakolanówki dla efektu i wygodne buty na szerokim obcasie.

Ładnie i wygodnie. 

Musiałam zajrzeć w mój grafik aby sprawdzić co mnie ominęło.
Nie mam zamiaru odpoczywać, nic  mi nie jest.

Usiadłam przy toaletce. Zastanawiał mnie Jace. Był tajemniczy.

Jeśli już mówimy o chłopakach. Dlaczego nie chce się wiązać?

Mam teraz okres próbny. Dużo nauki. Nic nie może mnie od niej odciągać i dekoncentrować. A nawet jeśli zadam ten test. Będę musiała podjąć najważniejszą decyzję w moim życiu. Jeżeli zwiąże się z Nocnym Łowcą, będę chciała zostać.
Wedy decyzji nie podejmę ja tylko moje serce.

Dlatego muszę trzymać się z dala od Jace'a i innych chłopaków, którzy będą ze mną flirtowali.
Rozsądnie prawda?


Sprawiłam, że moje włosy wyglądają w miarę przyzwoicie i wyszłam z łazienki.

Na łóżku leżało pudełko. Ładne opakowanie z wielka kokardą. Chyba prezent.
Był... BARDZO BŁYSZCZĄCY. Nie dość, że całe pudełko było pokryte brokatem, to był on jeszcze rozsypany po całym łóżko. Będę musiałam sprzątać - CUDOWNIE. Co dziwniejsza? Nie było go tu jeszcze przed chwilą.

Do prezentu była doczepiona kartka. Musiałam zdmuchnąć pokaźną ilość świecidełka, aby móc przeczytać co jest na niej napisane.

Dla naszej bohaterki.
Clarisso, jesteś już tam popularna.
Byłe u ciebie i wszystko jest okej. 
Tak, tak nie musisz dziękować.
A na prezent do ciebie nie wydałem ani grosza.

Wielki Czarownik Brooklynu
Magnus Bane

PS Nie trząść pudełkiem, delikatny towar.



Nie trząść ? Magnus jak zawsze zaskakuje. Może jednak przysłał mi odkurzacz.

Powoli rozwiązałam kokardę i zdjęłam wieczko pudełka. Wnętrze było  wyściełane jedwabistym materiałem, a w środku... w środku wylegiwał się Bonifacy - mój kot. Wyglądał jakby Własnie zasnął na kanapie w salonie.

Świetnie, kolejne łamanie regulaminu. Tylko się obejrzeć, a mnie wyrzucą.

Muszę przyznać Magnusowi, że zna się na obdarowywaniu ludzi. Najpierw pokój, teraz moja pociecha.

Wyjęłam delikatnie kotka, tak aby go nie zbudzić. Położyłam na łóżko. Nie zwrócił uwagi na zmianę otoczenia. Wygiął się w inny, dziwny sposób, mruknął coś zadowolony i spał dalej. Brakowało mi go.

Chciałam zacząć zmiatać brokat z pościeli, kiedy zauważyłam w pudełeczku kolejna karteczkę. Trochę wymiętoloną, zapewne spał na niej kot.

Spokojnie!
Kotek jest na legalu.
Wszystko załatwiłem.

To chyba nie mam się czym martwić. Co jak co, ale kota nie byłoby mi tak łatwo ukryć jak zaczarowany pokój.

Zabrałam spakowana torbę z planem zajęć i wyszłam z pokoju, sprawdzając jeszcze raz czy Boni śpi.Posprzątam później.

Według tej kartki teraz mam Zajęcia z Runo-znawstwa. Ciekawie się zapowiada. Pierwsze zajęcia, równa się pierwsze wrażenie.  Chyba, że minęło to już razem z incydentem w kuchni.

Czuję się wręcz doskonale i mam zamiar się czegoś nauczyć. Trzymając się z dala od kłopotów, które nawiasem mówiąc przyciągam jak magnes.

* Zapożyczona nazwa z "Igrzysk śmierci"


Kolejny Rozdział!
Wiem, że się naczekaliście i mam nadzieje, że wciąż tu jesteście.
Powoli robi się luz w szkole. To oznacz więcej czasu dla Was i bloga.
Cieszę się jak małe dziecko.

Muszę Wam podziękować za te wyświetlenia, bo jest ich już ponad 3.500 i za wszystkie komentarze.
Motywacja jak żadna inna!



14 komentarzy:

  1. Cudowny, genialny , rewelacyjny po prostu kocham tego bloga <3
    Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham ciebie :) i tego bloga <3
    Mam nadzieję że kolejny rozdział pojawi się jak najszybciej :)
    Pozdrawiam .

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieje że next pojawi się jak najszybciej.
    Pozdrawiam i życzę weny.
    Clarissa Fairhild

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudo czekam na next ❤

    OdpowiedzUsuń
  5. Mega <3
    Tyle powiem! :p
    A ten brokat! ;D haha
    Będe czekać na następny rozdział!
    Pozdrawiam ;*
    - Ash ;>

    OdpowiedzUsuń
  6. rozdział boski!!!!!! czekam na next!!!! mam nadzieje że szybko bd :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział jak zawsze super! zostałaś nominowana do LBA. Więcej tu> http://milosc-po-prostu-jest.blogspot.com/2016/06/lba-4_7.html

    OdpowiedzUsuń
  8. O moja kochana ! Mam zaszczyt nominować Cię do LBA ;*
    Więcej tu:
    http://all-the-legends-are-true.blogspot.com/2016/06/lba-jak-ja-to-uwielbiam.html
    Buśka ;**

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam zaszczyt nominować cię do LBA!. więcej informacji znajdziesz na jaceiclaryczylimiloscmimowszystko.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Nominuje Cię do LBA!!! :D Więcej info ---> http://death-is-only-the-beginning-tmi.blogspot.com/2016/06/4x-liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń