wtorek, 14 czerwca 2016

Rozdział 9 Ukryty talent



Jak dotarłam do sali? Nie pytajcie, bo nie wiem. Muszę załatwić jakiś plan tego budynku.

Jacyś uczniowie, idący kawałek przede mną skręcili w lewo i zniknęli za drzwiami. Powinnam być na dobrym piętrze.

Stanęłam przed drzwiami z czarnym znakiem. Graffiti ? Raczej nie możliwe. Biorąc pod uwag, to że na każdych drzwiach było coś innego. Te znaki musiały coś oznaczać.

Ten przed którym stałam przypominał odwrócone "o" z alfabetu runicznego. Pamiętam, że Jocelyn wspominała o runach. Maja one jakieś działania tylko wtedy, gdy wypali się je na skórze. Brutalne.Tylko, że te runy, z wyjątkiem jednej nie wyglądają normalnie. Są... inne. Mają swoje własne runy. Czego tu oni nie maja?

Chciałam nacisnąć klamkę i wejść, ale w mojej głowie pojawiło się wiele czarnych scenariuszy. Cofnęłam rękę i zrobiłam krok do tyłu. Nadepnęłam komuś na stopę i zachwiałam się. Nie słyszałam aby ktokolwiek był za mną. Oczekiwałam jakiegoś "Patrz, gdzie chodzisz", lecz nie usłyszałam nic.

Nie zdążyłam się odwrócić, kiedy poczułam oddech na szyi i delikatnie łaskotanie włosów na policzku.

- Co tu robisz płomyczku?

Cichy szept skierowany wprost do mojego ucha, sprawił, że moje ciało przeszył dreszcz.Tętno podskoczyło.
Odskoczyłam od niego i odwróciłam się by go zobaczyć. Na jego twarzy rozciągnął się uśmiech.

- Widzę, że już się ubrałaś. Szkoda.

Zaczął podchodzić niebezpiecznie blisko. Znowu. Oparł rękę o framugę drzwi za mną. Patrzył mi prosto w oczy. Serce biło jeszcze szybciej. Bałam się, że usłyszy jak na mnie działa. Nie wiedziałam co robić. Wyminęłam go pod ramieniem i stanęłam metr dalej.

- Wiesz gdzie mogę mieć lekcję run ? - Chciałam jak najszybciej się tam znaleźć i jak najszybciej zmienić temat.

- Moja droga, własnie wygrałaś los na loterii. Mamy razem zajęcia. - Wydawał się być zadowolony z tego powodu. - Panie przodem. - Otworzył drzwi, nad którymi się tak zastanawiałam i czekała, aż wejdę.

Przełknęłam głośno ślinę, wyprostowałam się i przeszłam obok Jace'a, wchodząc do sali. Nauczyciela jeszcze nie było. Wzrok wszystkich skupił się na mnie. Poczułam się jak manekin na wystawie sklepowej. Odrobinę to paraliżowało. W jednym momencie zapomniałam po co tu przyszłam i co powinnam była teraz zrobić. Jace to wyczuł. Poczułam jego ramię oplatające moją talie i prowadzące do pustej ławki.

Byłam jak w transie. Szłam i usiadłam jakby ktoś mną sterował.

Blondyn usiadł obok. Teraz mi to nie przeszkadzało. Tylko i wyłącznie w tej chwili dlatego ,że nie znałam nikogo poza nim. Dochodziły do mnie szmery i szepty na mój temat. Nie miłe uczucie wiedzieć ,że ktoś o tobie rozmawia i nie masz pojęcia co o tym myśleć.

Na ławkach nie było niczego, prócz cienkich elementarzy i steli. Swoją zapakowałam do torby zanim wyszłam. Schyliłam się i ją wyciągnęłam. Jace podsunął mi pod nos książkę.

- Zakładam, że nie zdążyłaś odebrać swoich. - W odpowiedzi kiwnęłam twierdząco głową.

Ktoś za mną kopnął mnie w krzesło. Odwróciłam się i kamień spadł mi z serca.

- A co wy tu dzieci wyrabiacie ? - Spojrzała po mnie i po Jace'ie.

Zerknęłam ukradkiem na niego. Siedział zadowolony. Zapomniałam dlaczego zgodziłam się z nim usiąść i chciałam jak najszybciej się go pozbyć.

- Isabel. - Wypowiedziałam to z taka ulgą, że Izzy nie mogła powstrzymać uśmiechu.

Razem z nią siedziała tam jeszcze jedna dziewczyna. Była bardzo ładna. Długie kasztanowe fale sięgały jej do pasa. Życzliwy usmiech i duże oczy, sprawiały, że chciałam ją poznać.
Wpatrywała się we mnie po czym wyciągnęła rękę.

- Jestem Selena. Miło mi poznać, jak sadzę, naszą bohaterkę. - Nie wypowiedziała tych słów złośliwie, ale to określenie nie za bardzo mi odpowiadało.

Podałam jej rękę i odwzajemniłam uśmiech.

- Częściej mówią do mnie Clary.

- Cieszę się, że wreszcie spotkałam kogoś, kto na własnej skórze doświadczył jak ciężko pilnować Izzy. Witam w klubie, znajomi Isabel to też moi znajomi. Teraz będziemy nierozłączne.

Wszystkie trzy wybuchnęłyśmy śmiechem. Już ją uwielbiam.

Do sali wszedł nauczyciel. Niski mężczyzna, siwe włosy, przed 50. Mało kto zauważył, że wszedł. Żeby zwrócić na siebie uwagę, stuknął książką o blat biurka.
Głowy wszystkich zwróciły się w stronę tablicy.

Ja również się odwróciłam i spostrzegłam Jace'a, który przyglądał się każdemu mojemu ruchowi.

- Co? - Zapytałam i spojrzałam mu w oczy. To był błąd. Nie wiem jak, ale te oczy hipnotyzowały.
Musiałam skupić wiele silnej woli by się od nich uwolnić.

- Nic. Lubie na ciebie patrzeć.

- Przestań w końcu wszystkiego obracać w żart. Nawet na takie proste pytanie nie potrafisz odpowiedzieć.

- Odpowiedziałem.

- Ale nie prawdziwie.

Nachylił się do mnie i szepnął do ucha.

- Ja nigdy nie kłamię. - Wyprostował się. - Ale ty się zarumieniłaś.

Nie odpowiedziałam. Skupiłam uwagę na tym co mówił nauczyciel. Ignorowałam wzrok blondyna i dotrwałam końca lekcji. Prawie do końca.

- Na następnych zajęciach pracujemy w parach. Nie musicie się dobierać. Będziecie tak jak siedzicie w ławkach. - Zadeklarował, jak już się dowiedziałam, Pan Starkweather.

Bezwiednie zerknęłam na Jace'a. Niedbale rozsiadł się na krześle i obserwował mnie z satysfakcja.
Już po mnie.

- Nie uznaje żadnych reklamacji, do jutra moi Mili.- Zakończył nauczyciel.

Jace tracił mnie kolanem. Spakowałam wszystko i wstałam.

Kiedy wychodziłam, znów mnie zatrzymał. Chciałam na niego nakrzyczeć, ale podał mi dość przekonujący powód.

- Zwinęłaś mi podręcznik.

Racja, zapomniałam. Sięgnęłam do torby. Przez przypadek wyleciał mi mój plan zajęć.
Jace go podniósł i zaczął przeglądać.

- Oddaj!

Podniósł rękę na tyle wysoko, że mogłam tylko pomarzyć by go dosięgnąć. Nie pierwszy raz przeklinam swój wzrost.

- Z tego wychodzi, że masz osobiste lekcje z Rayan'em. Jako jedyna. Musisz być wyjątkowa. - Mrugnął do mnie. - Wiesz co to oznacza?

Widząc mój pytający wzrok, zabrał się za tłumaczenie.

- No wiesz, osobiste. Jesteście sami. Żadnych uczniów. - Nie wiedziałam do czego zmierza. - Żadnych, czyli mnie też nie.

Przestałam go słuchać. Lekcje bez niego. Już je uwielbiam.

- Jednak nie. Wszystko by się zgadzało, gdyby nie to, że szukał pomocnika i nikogo lepszego niż ja ni mógł znaleźć.

Nie zarejestrowałam tego co powiedział. Widziałam, że coś mówi, ale nie wiedziałam co. W środku wciąż świętowałam tą pierwsza wiadomość.

Wyrwało mi się niespodziewane "JEJ". Wyrzuciłam ręce w górę w geście zadowolenia.

Dopiero po chwili dotarła do mnie druga cześć przekazu.

- Czekaj, co ?!

Jace tylko się zaśmiał. Zabrał swój podręcznik i ruszył w kierunku swojego pokoju.

- Do zobaczenia na zajęciach Aniele. Chcę zobaczyć cię w stroju bojowym.

Zniknął za zakrętem i zostawił mnie całkiem skołowaną. Po prostu bosko.

Z sali wychodziły właśnie Isabel z Seleną.

- Dziewczyny!

Podbiegłam do nich.

- Wiecie jak wygląda strój bojowy? - Obie się roześmiały.

- Czyli teraz masz trening. Chodź pokarzemy ci.

Chwyciły mnie pod ramiona i poprowadziły w stronę mojego pokoju. Zaczęłam zastanawiać się nad słusznością mojej decyzji.


***


Sel siedziała na łóżku, a Izzy z zawzięciem przerzucała ciuchy w mojej szafie.

- Masz tu tego, aż tyle! Jak to możliwe, że nie jesteś w posiadaniu stroju bojowego?

Biorąc pod uwagę to, że pierwszy raz o nim słyszę, to jest duże prawdopodobieństwo, że go nie mam. Albo nie ma go w "tym" pokoju.
Jestem na tyle gotowa zaufać dziewczyną. Pozwoliłam im zobaczyć prawdziwe wnętrze.

Minęła chwila zachwytów i pytań, po czym Izzy znów zanurkowała w szefie.

Wyciągnęła średniej wielkości pudełko. W środku znajdowały się dwa komplety. Do polowań i do treningów. To była na pewno sprawka mojej mamy.

Wcisnęłam się w ten drugi i stanęłam przed lustrem.

Cały był czarny. Składał się z rozciągliwych spodni, luźnego topu. Ochraniacze były na łokciach i kolanach. Do tego rękawiczki bez palców.  

Podkreślał on mój blady odcień skóry.

Zwróciłam się w stronę dziewczyn i zrobiłam obrót o 180 stopni.

- Coś jest źle. - Uśmiechnęła się Selena i podeszła do mnie. Posadziła mnie na krześle i zaczęła majstrować przy moich włosach.

Po chwili byłam uczesana. Włosy zostały wysoko upięte w końskim ogonie.

- Uwierz przeszkadzają podczas treningu.

Poprosiłam dziewczyny, aby pokazały mi drogę do sali, po czym się rozeszłyśmy.


***


Zanim weszłam, ułożyłam w głowię kilka postanowień.

1. Ignorować Jace'a
2. Nie pokazywać swoich słabości.
3. Dać z siebie wszystko.
4. Ignorować Jace'a
5. Nauczyć się czegoś.
6. Nie dać się połamać.
7. Przekazać Isabel moje zdjęcie, aby wiedzieli jak mnie poskładać.
8. Ignorować Jace'a.

Zrobiłam jeszcze kilka krótkich wdechów i weszłam.

Sala była OGROMNA. Po jednej stronie drabinki, dalej była ściana wyściełana różnymi rodzajami broni. Mroziło krew w żyłach. Było stanowisko z tarczami, zapewne do strzelania z łuku. Skok z drabinek, walka wręcz to tylko parę możliwości jakie kryło to pomieszczenie.

Na środku stał wysoki mężczyzna. Brunet. Był szczupłej, ale atletycznej budowy, której nie mogły ukryć nawet luźne dresy i koszulka. Mógł mieć ponad 20 lat. Wyglądał za młodo jak na nauczyciela.

Kiedy mnie zauważył uśmiechnął się.

- Cześć, jestem Rayan, ty musisz być Clary.

- Nie wyglądasz na nauczyciela.- Zaśmiał się.

- Chodzi ci o mój wiek?

To też. Ale czego nie dało się nie zauważyć był BARDZO PRZYSTOJNY. Nie powiem mu przecież, że o to mi chodziło.

- Tak, wyglądasz na 25 lat.

- Prawie Rudzielcu, 26. - Zza filara wyłonił się Jace. Podszedł do Rayan'a i przywitał się.

- Okej zacznijmy już. Na początek dwie rundki wokół sali.

Nie spoglądając na nikogo, przebiegłam dwa spore kółka. Przez cały czas czułam się obserwowana.

- Trenowałaś już kiedyś w ten sposób? Wiem, ze jesteś nowa dlatego pytam.

- Nie sądzę, abym potrafiła wykonać jakieś z tych morderczych ćwiczeń. - Rozejrzałam się po sali.

- Po tym jak próbowałaś zabić mnie, rzucając we mnie obcasem, mogę spokojnie stwierdzić, że masz talent do noży.- Wtrącił się blondyn.

Spojrzałam wątpliwie na kolekcje rożnej wielkości noży. Przerażały mnie, ale nie dałam tego po sobie poznać.

Rayan podszedł i ściągnął ze ściany, średniej wielkości nóż z czarna rączką. Podrzucił go, by sprawdzić ciężar i podał mi.

- Spójrz tam, - Wskazał tarczę na ścianie. - celuj jak najbliżej środka.

- Nie dam rady, wcześniej byłam mocno zmotywowana.

- Jace, może staniesz pod ścianą i będziesz robił ze żywą tarczę? Motywacja jak żadna inna. -Podrzucił mój nauczyciel.

- Mam lepszy pomysł. - Powiedział i zniknął.

Razem z Rayan'em spojrzeliśmy po sobie, po czym wzruszyliśmy ramionami.

Chwile później, Jace wrócił z pluszowym misiem w ręce.

- Co to ma być ? - Zapytałam zdziwiona.

Podszedł do podestu, który stał 5 metrów ode mnie i położył tam misia.

- Wyobraź sobie, że to ja.

Wszyscy, oprócz Jace'a, wybuchnęliśmy śmiechem.

- Dlaczego akurat miś?

- A co nie podobny?

Powstrzymałam usmiech i stanęłam prostopadle do celu.
Zmrużyłam jedno oko i podniosłam nóż.

Wypuściłam go z ręki.

Przeleciał przez salę, przebił misia i przytwierdził do do ściany. Trafiłam w samą głowę.

Nigdy nie sądziłam, ze mam tyle siły.

- A nie mówiłem! - Krzyknął Jace.

Reszta treningu minęła dość spokojnie. Przebrnęłam przez resztę ordynarnych ćwiczeń. Rayan uparł się by szlifować moja umiejętność, więc tak też zrobiliśmy.
Na Jace'a starałam się nie zwracać uwagi, mimo tego, że co chwila rzucał jakimiś kąśliwymi uwagami.


***


Po 2 godzinach, wyszłam stamtąd zmęczona jak nigdy. Ruszyłam wprost do mojego pokoju.

Miałam otwierać drzwi, kiedy usłyszałam kroki za mną.

- Dałaś dzisiaj radę. - Usłyszałam Jace'a.

Puściłam jego słowa mimo uszu i weszłam do środka. Nie zdążyłam zamknąć drzwi, kiedy znalazł się koło mnie.

- Nie ignoruj mnie!

- Musze się przebrać i wziąć prysznic. Ucieszyłabym się niezmiernie, gdybyś mi tym razem nie przeszkadzał.

- Och daj spokój. Nie rozpamiętuj tam wszystkiego. Mam dla ciebie mała propozycję.

- Dasz mi się wykapać?

- Oczywiście, tylko mnie posłuchaj. Za 30 minut tu wrócę i zabiorę cie do oranżerii. Nie miałem okazji oprowadzić cię do końca.

- A co jeśli się nie zgodzę?

- To przegapisz okazję życia.

- To ja rezygnuję. - Miałam się odwrócić, kiedy złapał mnie za ramię i zmusił bym spojrzała mu w oczy.

- Clary proszę, co ci szkodzi? - W jego głosie nie było słychać nawet odrobiny sarkazmu.

No własnie co mi szkodzi? Jesteśmy znajomymi, którzy za sobą nie przepadają. Pójdziemy tam, on pokarze mi to co ma zamiar pokazać i dam mi wreszcie spokój.

- Dobra, ale teraz już idź.

Na jego twarzy pojawił się usmiech zadowolenia. Zblizył się do mnie i złożył pocałunek na moim policzku. Po czym wyszedł i zamknął drzwi.

Stałam tam jak sparaliżowana. Na co ja się zgodziłam? Z tego na pewno nie wyjdzie nic dobrego.





8 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawy rozdział❤ czekam na next i życzę weny😃

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział zresztą jak zwykle ❤Czekam next ❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny ❤ nie mogę się doczekać akcji w oranżerii może być ciekawie
    Czekam na next 😊

    OdpowiedzUsuń
  4. Oranżeria!! Aaaa! Czekam! <3
    A rozdział... no co mam napisać? Świetny? W sumie nie wiem po co mam to pisać, skoro to jest oczywiste :*
    Pozdrawiam ;>

    OdpowiedzUsuń
  5. Super czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń